poniedziałek, 7 stycznia 2013

I ja też coś postanowię!

Postanowienia:

1. I najważniejsze: rzucić nałóg, który od lat mnie prześladuje:)

 link
2. Zachować ten sam zapał do pielęgnacji włosów.

link 
3. Mieć włosy do pasa:)

link 
4. Częściej zaglądać do innych blogerek:)

link 
5. Postawić blog na fajny poziom:)

6. Więcej testować, testować, testować! 


Reszta moich postanowień jest bardziej osobista, a urodowe to raczej wszystkie:)

Pozdrawiam i życzę wytrwałości w Waszych postanowieniach:)!

czwartek, 27 grudnia 2012

Porównanie wcierek

Dzisiaj przychodzę w porównaniem wcierek, które mają zapewnić nam piękny wygląd włosów, wzmocnienie i zwiększenie porostu.
Jeśli interesuje Was moja opinia o popularnych wcierkach - zapraszam:)

1. FARMONA JANTAR.

Chyba najpopularniejsza wcierka na wizażu. Stosowałam ją przez dwa razy przez 3 miesiące. Powiem szczerze, nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia. Nie przyspieszył porostu, nie wzmocnił cebulek. Jak dla mnie bez sensu. Nie posiadam opakowania, dlatego zdjęcie z internetu.


2. JOANNA RZEPA, KURACJA WZMACNIAJĄCA.

Z tym produktem bardzo się polubiliśmy. Jest naprawdę wydajny, ma świetny aplikator. Wzmocnił włosy oraz ograniczył ich przetłuszczanie. Tak bardzo mi się spodobał, że od roku stosuję go z kilkoma przerwami na testowanie innych produktów, a kolejna buteleczka już do mnie leci:)


3. FARMONA SEBORAVIT.

To mój faworyt!
Jak dla mnie najlepsza wcierka do skóry głowy. Ogranicza przetłuszczanie, zmniejsza wypadanie włosów oraz co najważniejsze dla mnie, przyspiesza porost. W sumie dopiero niedawno wydobyłam tę buteleczkę z dna szafki, w której mam kosmetyki do przetestowania. Jak dla mnie najlepsza!


Jakie jest Wasze zdanie na temat wcierek? Stosujecie:)?

Pozdrawiam jeszcze świątecznie:)
K:)

wtorek, 11 grudnia 2012

Jak przyciemnić włosy?

Metodą prób i błędów doszłam do kolejnego wniosku na temat przyciemniania włosów. 
Ostatnio nie miałam zbyt dużo czasu, ale za to wpadłam na kilka całkiem udanych sposobów. 


Przyciemnianie włosów:

Do porcji maski, którą nakładam raz w tygodniu na mniej więcej 20 - 30 min, dokładam dwie łyżeczki chny, basmy albo henny. Pozwala to na dużą oszczędność czasu. Zamiast poświęcać 2 godziny na farbowanie henną, wdychać ziołowy smród, mam elegancką papkę, która nie dość, że odżywia to i jeszcze daje lekki kolorek na włosach:)

Szczerze polecam każdemu, kto jest początkujący w naturalnym barwieniu włosów, a także osobom, które nie mają zbyt wiele czasu:)

Pozdrawiam,
K:)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Moja włosowa historia część 1.

Przez ostatni rok moje włosy przeżyły istny szał pielęgnacyjny. Przetestowałam wiele kosmetyków, zarówno naturalnych jak i tych typowo drogeryjnych. 
Tak wyglądały moje włosy przed pierwszym rozjaśnianiem i drastycznym cięciem rok 2009:
 Były długie, do pasa, ciemnobrązowe. Niezbyt wtedy zainteresowana byłam pielęgnacją, dlatego nic specjalnego sobą nie przedstawiały.

1.Rozjaśnianie.

Najpierw zaprezentuje jak wyglądały po pierwszym (nieudanym) rozjaśnianiu.

 Nic specjalnego, kolor lekko żółty, który później starałam się niwelować szamponem rozjaśniającym, który bardzo mi w tym pomógł. Włosy jeszcze nie zniszczone zbytnio, kolor nie chwycił za bardzo, ale coś tam już się zmieniło. Używałam przede wszystkim: 
1. Szampony do włosów farbowanych typu: Wella Professional, Dove.
2. Odżywka do kompletu z szamponem.
3. Szampon niwelujący żółty odcień włosów - Joanna Natura.

 A to już jest mniej więcej środek tej cudownej zabawy z co trzytygodniowym rozjaśnianiem. Włosy w coraz gorszym stanie, odrosty strasznie odznaczały się zarówno kolorem jak i stanem włosa. Tutaj już prawie białe. Z każdym rozjaśnianiem były podcinane, jednak ciągle same się łamały. W ten sposób przez prawie 1,5 roku długość włosów była taka sama - do ramion.
A to ostatnie rozjaśnianie. Wtedy już ciągle je związywałam, bo naprawdę stan był tragiczny. Odstawały we wszystkie cztery strony świata, postrzępione, suche, łamliwe, a przede wszystkim sztywne. Od tego co widać na zdjęciu rozpoczęłam pielęgnację.

2. Początek intensywnej pielęgnacji. 

Przeraziłam się tym, że z moich gęstych, grubych i odpornych włosów zostały strzępki i dostałam porządnego kopa. Dlatego przeczytałam cały Internet na temat pielęgnacji włosów i tak przygotowana teoretycznie zabrałam się z zapałem za olejowanie. Oczywiście, popełniłam kilka błędów, bo od razu wylewałam wielkie ilości oleju na włosy, nie dając nic na skórę. Ale włosy nie zwolniły - dalej rosły w pięknym tempie ok 5 cm na miesiąc. Po dwóch miesiącach miałam wielkie odrosty, dlatego zdecydowałam się na farbowanie ciemnym blondem. Wyszła czekolada, która i tak wymyła się z moich wytrawionych włosów po 3 myciach. 
CDN:)

środa, 5 grudnia 2012

Mielone siemię lniane.



Dzisiaj przychodzę z moimi doświadczeniami, które dotyczą mielonego siemienia lnianego. Pewnie nie tylko ja skusiłam się na te mielone i teraz nie wie co z nim zrobić:) Tym bardziej, że apteki Dbam O Zdrowie mają taką promocję, że dwa opakowania można kupić za niecałe 5 zł. Oczywiście, będąc w aptece pomyślałam: czym różni się mielone od tego w ziarenkach? Pewnie niczym. I siuuup. I to był błąd...

Podejście nr 1.

Maska. 

O to to była prawdziwa ludzka tragedia. Miałam zamiar narobić zdjęć. Właściwie dobrze, że nie robiłam... Łyżkę siemienia zalałam wrzątkiem do ok jednej czwartej szklanki. Gdy przestygło dodałam łyżkę maski i na włoski, pod czepek i ciepły ręcznik na 20 min. Gdy zaczęłam je myć wiedziałam - to był błąd! Włosy się pozlepiały i nie było siły, żeby je domyć. Po jakiś 3 myciach, dałam za wygraną. Pozwoliłam im wyschnąć, a wieczorem znów umyłam. Jakoś się udało. Ten pomysł uważam za zupełnie szalony.

Podejście nr 2.

Płukanka.

Ugotowałam swoją zwyczajną płukankę z ziół: pokrzywa, skrzyp, rozmaryn, korzeń łopianu, bylica, bylica boże drzewko. Do tego dodałam dwie łyżki siemienia lnianego. Przy przecedzaniu udało się te maleńkie ziarenka zostawić w sitku. Zaczął wytwarzać się ten upragniony przeze mnie żel. Płukankę rozwodniłam wodą demineralizowaną. Zrobiłam tak na ok 3 - 4 płukania. Za pierwszym razem było ok. Włosy miękkie i sypkie. Resztę płukanki jak zawsze zostawiłam w butelce. Po ok 3 dniach stania w ciemnym miejscu w butelce rozpoczęła się jakaś reakcja chemiczna (nazwałam to pędzeniem bimbru:P). Towarzyszyła temu pleśń oraz smród nie do zniesienia. Wniosek: płukankę można zrobić na raz, większa ilość nadaje się do wyrzucenia.

 Podejście nr 3.

Żel lniany.

Bogatsza o wcześniejsze doświadczenia z zapałem zabrałam się za kręcenie żeliku. Zaparzyłam siemię lniane w szklane, pozwoliłam, aby chwilkę przestygło i rozpoczęłam kręcenie na sitku. Długo to trwało, tym bardziej że nie chciałam, aby ziarenka dostały się do żelu. Tutaj odniosłam sukces:)

 Podejście nr 4.

Do porcji maski dodałam łyżeczkę siemienia lnianego. Takiego czystego, z niczym nie rozrabiałam. Włosy domyłam bez problemu:) Po wysuszeniu loczki były delikatne i mięciutkie.

WNIOSKI:

Rachunek doświadczeń: 2 do 2. Czyli czasami warto się poświęcić i nawet jak na początku się nie udaje, to potem może być już tylko lepiej:)
Pozdrawiam,
K:)

wtorek, 4 grudnia 2012

O motywacji:)

Idąc za ciosem dzisiejszego dnia, kolejny post.

Motywacja jest bardzo ważnym elementem w moim życiu. Po lekturze wielu książek oraz przesłuchaniu milionów audiobooków, zmieniłam myślenie o swoim życiu. Naprawdę. Nawet jeśli dbam o cerę albo o włosy, to patrzę na to z innej strony. 
Mianowicie: zauważyliście może, że dużo łatwiej przychodzą Wam rzeczy, które kochacie lub chociaż lubicie robić? Najprostsze rozwiązania są najlepsze:) Bo w końcu dlaczego nie polubić wszystkiego? Tak tak, wiem, to bardzo trudne. Ale da się zrobić. Sama się przekonałam. I udało się:)
Warto w ciągu dnia pomyśleć o tym, co się robi. Jeśli akurat teraz robisz coś, co wcale nie sprawia Ci przyjemności, zmuszasz się do tego, to przerwij to i zrób coś dla siebie! Coś co sprawi Ci przyjemność, choćby telefon do ukochanej osoby. To zawsze zwiększy Twoją efektywność, a jednocześnie naładuje Twoją aurę pozytywną energią. 
Sprawa ma się podobnie, gdy wracasz do domu po ciężkim i paskudnym dniu. Masz jeszcze w pamięci te przykre wydarzenia, ale to już za Tobą. Pomyśl, że ten dzień już się skończył, a teraz masz czas tylko dla siebie. Usiądź z herbatką, weź prysznic albo zrób cokolwiek innego co pozwoli Ci na pełny relaks!

Te metody naprawdę działają! Sama je przetestowałam, dlatego potwierdzam w 100%.
Życzę pogodnego wieczora i cudownego odprężenia:)
K:)

Kolejny z wielu:)

Kolejny z wielu moich powrotów:)
To nie jest tak, że jak mnie nie ma to wcale nie myślę o tym blogu. Czasami jest tak, że człowiek na nic nie ma ochoty, a gwałcić samej siebie nie należy:)
Ale wróciłam. 
Wróciłam z czymś:)
Po pierwsze: wygląd bloga. Ciągle coś mi nie pasuje. Ciągle mam nadzieję, że w końcu coś zmienię, jednak nie jestem zbyt biegła w HTML, dlatego ciągle mam problem;/ Ale dzisiaj coś się ruszyło i jest w miarę w porządku:)
Testowałam kilka pomysłów kosmetycznych, które mam nadzieję uda mi się opisać na blogu. Jedne były udane, drugie trochę mniej, ale o tym w następnych postach. 

A dzisiaj piękny fiolet na moich pazurkach: Miss Selene nr 224.