Dzisiaj przychodzę z moimi doświadczeniami, które dotyczą mielonego
siemienia lnianego. Pewnie nie tylko ja skusiłam się na te mielone i teraz nie
wie co z nim zrobić:) Tym bardziej, że apteki Dbam O Zdrowie mają taką
promocję, że dwa opakowania można kupić za niecałe 5 zł. Oczywiście, będąc w
aptece pomyślałam: czym różni się mielone od tego w ziarenkach? Pewnie niczym.
I siuuup. I to był błąd...
Podejście nr 1.
Maska.
O to to była prawdziwa ludzka tragedia. Miałam zamiar narobić zdjęć.
Właściwie dobrze, że nie robiłam... Łyżkę siemienia zalałam wrzątkiem do ok
jednej czwartej szklanki. Gdy przestygło dodałam łyżkę maski i na włoski, pod
czepek i ciepły ręcznik na 20 min. Gdy zaczęłam je myć wiedziałam - to był
błąd! Włosy się pozlepiały i nie było siły, żeby je domyć. Po jakiś 3 myciach,
dałam za wygraną. Pozwoliłam im wyschnąć, a wieczorem znów umyłam. Jakoś się
udało. Ten pomysł uważam za zupełnie szalony.
Podejście nr 2.
Płukanka.
Ugotowałam swoją zwyczajną płukankę z ziół: pokrzywa, skrzyp, rozmaryn, korzeń
łopianu, bylica, bylica boże drzewko. Do tego dodałam dwie łyżki siemienia
lnianego. Przy przecedzaniu udało się te maleńkie ziarenka zostawić w sitku.
Zaczął wytwarzać się ten upragniony przeze mnie żel. Płukankę rozwodniłam wodą
demineralizowaną. Zrobiłam tak na ok 3 - 4 płukania. Za pierwszym razem było
ok. Włosy miękkie i sypkie. Resztę płukanki jak zawsze zostawiłam w butelce. Po
ok 3 dniach stania w ciemnym miejscu w butelce rozpoczęła się jakaś reakcja
chemiczna (nazwałam to pędzeniem bimbru:P). Towarzyszyła temu pleśń oraz smród
nie do zniesienia. Wniosek: płukankę można zrobić na raz, większa ilość nadaje
się do wyrzucenia.
Podejście nr 3.
Żel lniany.
Bogatsza o wcześniejsze doświadczenia z zapałem
zabrałam się za kręcenie żeliku. Zaparzyłam siemię lniane w szklane,
pozwoliłam, aby chwilkę przestygło i rozpoczęłam kręcenie na sitku. Długo to
trwało, tym bardziej że nie chciałam, aby ziarenka dostały się do żelu. Tutaj
odniosłam sukces:)
Podejście nr 4.
Do porcji maski dodałam łyżeczkę siemienia lnianego.
Takiego czystego, z niczym nie rozrabiałam. Włosy domyłam bez problemu:)
Po wysuszeniu loczki były delikatne i mięciutkie.
WNIOSKI:
Rachunek doświadczeń: 2 do 2. Czyli czasami warto
się poświęcić i nawet jak na początku się nie udaje, to potem może być już
tylko lepiej:)
Pozdrawiam,
K:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz