środa, 5 grudnia 2012

Mielone siemię lniane.



Dzisiaj przychodzę z moimi doświadczeniami, które dotyczą mielonego siemienia lnianego. Pewnie nie tylko ja skusiłam się na te mielone i teraz nie wie co z nim zrobić:) Tym bardziej, że apteki Dbam O Zdrowie mają taką promocję, że dwa opakowania można kupić za niecałe 5 zł. Oczywiście, będąc w aptece pomyślałam: czym różni się mielone od tego w ziarenkach? Pewnie niczym. I siuuup. I to był błąd...

Podejście nr 1.

Maska. 

O to to była prawdziwa ludzka tragedia. Miałam zamiar narobić zdjęć. Właściwie dobrze, że nie robiłam... Łyżkę siemienia zalałam wrzątkiem do ok jednej czwartej szklanki. Gdy przestygło dodałam łyżkę maski i na włoski, pod czepek i ciepły ręcznik na 20 min. Gdy zaczęłam je myć wiedziałam - to był błąd! Włosy się pozlepiały i nie było siły, żeby je domyć. Po jakiś 3 myciach, dałam za wygraną. Pozwoliłam im wyschnąć, a wieczorem znów umyłam. Jakoś się udało. Ten pomysł uważam za zupełnie szalony.

Podejście nr 2.

Płukanka.

Ugotowałam swoją zwyczajną płukankę z ziół: pokrzywa, skrzyp, rozmaryn, korzeń łopianu, bylica, bylica boże drzewko. Do tego dodałam dwie łyżki siemienia lnianego. Przy przecedzaniu udało się te maleńkie ziarenka zostawić w sitku. Zaczął wytwarzać się ten upragniony przeze mnie żel. Płukankę rozwodniłam wodą demineralizowaną. Zrobiłam tak na ok 3 - 4 płukania. Za pierwszym razem było ok. Włosy miękkie i sypkie. Resztę płukanki jak zawsze zostawiłam w butelce. Po ok 3 dniach stania w ciemnym miejscu w butelce rozpoczęła się jakaś reakcja chemiczna (nazwałam to pędzeniem bimbru:P). Towarzyszyła temu pleśń oraz smród nie do zniesienia. Wniosek: płukankę można zrobić na raz, większa ilość nadaje się do wyrzucenia.

 Podejście nr 3.

Żel lniany.

Bogatsza o wcześniejsze doświadczenia z zapałem zabrałam się za kręcenie żeliku. Zaparzyłam siemię lniane w szklane, pozwoliłam, aby chwilkę przestygło i rozpoczęłam kręcenie na sitku. Długo to trwało, tym bardziej że nie chciałam, aby ziarenka dostały się do żelu. Tutaj odniosłam sukces:)

 Podejście nr 4.

Do porcji maski dodałam łyżeczkę siemienia lnianego. Takiego czystego, z niczym nie rozrabiałam. Włosy domyłam bez problemu:) Po wysuszeniu loczki były delikatne i mięciutkie.

WNIOSKI:

Rachunek doświadczeń: 2 do 2. Czyli czasami warto się poświęcić i nawet jak na początku się nie udaje, to potem może być już tylko lepiej:)
Pozdrawiam,
K:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz